14.01.2012

Zapach orientu - MAROKO cz.2

DZIEŃ 2

Dobrze się nie wybudziłem a Mohamed siedział już przy moim łóżku.

- Mamy dużo do zwiedzania - oznajmił 

Zatem w te pędy wyskoczyliśmy z łóżek i zaczęliśmy się szykować. Nim się obejrzałem, na dachu (zamieszkałym), czekało przyrządzone przez gospodarza śniadanie. Super słodka herbata, super słodki drzem i super słodki miód. To chyba tak na zapas, żebyśmy czasem nie zachwiali poziomu glukozy :)


    Tego dnia młody Marokańczyk miał oprowadzić nas po medynie. W planach było oglądanie Medresy, garbarni oraz kilku innych przygotowanych przez niego atrakcji. Wyszliśmy na "miasto" zadowoleni jak cholera. Do czasu. Kilkanaście minut po wyjściu z domu, nasz zaufany przewodnik został zatrzymany przez policję i zabrany na komisariat. Najprawdopodobniej ktoś życzliwy na niego doniósł. Okazało się bowiem, że to czym trudnił się Mohamed, jest w Maroko zabronione i surowo karane. Niestety nie mieliśmy okazji nigdy więcej go widzieć. Szkoda :( 
     No dobra, zabrali nam przewodnika, ale nie powiedzieli co mamy robić dalej. No i znów stoimy jak te kołki w płocie w samym środku arabskiego miasta. Szybka burza mózgów i ktoś decyduje się wejść na komisariat i zapytać co mamy robić dalej. Ale zła passa trwa! Jedyne co funkcjonariusz potrafił powiedzieć po angielsku to: "not dis łej, tu dandżerus".  No matko i córko!? Żeby policja nam pomóc nie umiała? Trudno! Idziemy za głosem intuicji. No i masz, ledwo wyszliśmy zza rogu, a tu leci do nas jakaś kobita. 

- dis łej, dis łej maj frend!
- ekhm? Znamy się? Skąd ona wie gdzie chcemy iść?
- dis łej mister, dis łej!

Szybki rekonesans po twarzach i telepatycznie wyrażona zgoda. Idziemy! Okazało się że kobieta umiała czytać w myślach, bo zabrała nas dokładnie tam gdzie chcieliśmy, a była to najsławniejsza atrakcja Fezu - garbarnia!








Jest garbarnia, jest turysta, JEST KASA! No jakżeby inaczej. Arab nie od dzisiaj handlem się trudni. Skoro już mielą w tych skórach, to warto by coś sprzedać. Tak to się odbywa. Klient za darmoszkę wchodzi popatrzeć na urobionych po pachy, w brudzie i smrodzie pracowników, a w zamian ma coś kupić. Nie inaczej było z nami. Ale zapomnieli cwaniaczki z kim mają do czynienia ;) Chwila zamieszania, jakaś dodatkowa wycieczka i wszyscy na trzy cztery chodu! Zwialiśmy im, a jak ;)


    Wycieczka ciekawa jak diabli, ale czas goni, bowiem do zrobienia mieliśmy tego dnia 500 km trasy do Marakeszu. Zanim przyjechaliśmy do Maroko wynajęliśmy samochody przez internet. Wsiedliśmy więc pod "blue gate" w taksówki i kazaliśmy się zawieźć pod wskazany adres - hotel jakiś tam. Na miejscu okazało się, że pani skasuje za samochody ciut więcej niż było w umowie - taki kraj. 




Panie i panowie...JEDZIEMY! A w zasadzie staramy się jeździć wśród całej chmary "crazy drivers". Zasady na drodze są proste: masz głośniejszy klakson, robisz co chcesz. Czerwone, zielone, szare, fioletowe, pasy, skrzyżowania, linie ciągłe i nie ciągłe, to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia! Bez świateł, bez migacza a najlepiej z kozą na dachu. Masz klakson - jedziesz :) a nasze fury miały...
    Wyjechaliśmy ciut za późno, więc nie udało nam się tego dnia dotrzeć do Marakeszu. Mieliśmy za to "przyjemność" zwiedzić bardzo "klimatyczną" miejscowość w górach o której na samą myśl mam ciarki na plecach. W zasadzi wyglądało to jak jakiś meksykański grajdoł z filmów grozy. Do tego doszła potężna ulewa, która odcięła nam drogę do wodospadów Ouzoud. Jak się bowiem okazało, tak mocno lało, że góra postanowiła się ciut osunąć...wraz z drogą. Dzięki Bogu wydarzyło się to bez naszej obecności.

Wróciliśmy do miasteczka i zaczęliśmy krążyć bez celu. Tutaj muszę się pokłonić przed Maćkiem i Kubą, bo solidarnie poszli zapytać się miejscowych zbirów : 

-CO DALEJ?

Ano nic. Do samochodów i jechać przed siebie. Nadmienię tylko, że było to około 01:00 w nocy. 
Niestety baterie w naszych organizmach rozładowały się zupełnie. Przy pierwszym większym miasteczku wparowaliśmy do hotelu. Szybkie targowanie i najdroższe pokoje tego wyjazdu (30pln) są nasze. Popili, popili i spać!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz