7.08.2012

Stolice Europy - Budapeszt!


Po co siedzieć w domu, skoro można wypić piwo nad Dunajem? Tego nie zrozumiem nigdy, więc przy pierwszej okazji zaprosiłem znajomych i polecieliśmy do Budapesztu. Miasta, które gorąco polecam i które jeszcze nie raz odwiedzę. Z Modlina (nowe lotnisko pod WWA) można się tam dostać za śmiesznie niskie pieniądze. W dobie tanich lotów, grzechem byłoby nie skorzystać!



INFORMACJĘ PRAKTYCZNE! 

  • Lotnisko w Modlinie znajduje się obok Nowego Dworu Mazowieckiego. 
  • W całym mieście jak grzyby po deszczu powstają parkingi na których można zostawić samochód i skorzystać z darmowego dowozu na lotnisko. Ceny różne i niestety najdroższe w Polsce.
  • Samo lotnisko jest jeszcze w fazie rozwoju i bardzo daleko mu do tych, które miałem okazję   przetestować. Brak sklepów, brak klimatyzacji i tragiczna odprawa powoduje, że w skali 1-5 daje mu 2 za "ładne oczy" i tanie bilety.
  • Po wylądowaniu w Budapeszcie kierujemy się do kiosku "Relay" w celu zakupu biletów na autobus. Znajduje się on w środku budynku niedaleko przystanku autobusowego. Niestety samoobsługowe biletomaty w ilości trzy - nie działały (sic!)
  • Cena jednego biletu to 320 forintów co jest równowartością 4,5zł. Na jednym bilecie można jechać 60 minut i nie wolno się przesiadać. Przy zakupie 10 biletów cena za sztukę wynosi 280 forintów. 
  • Autobus który zabierze nas spod lotniska ma nr 200E i jedzie aż do początkowej stacji metra.
  • W całym Budapeszcie są 3 linie metra. Po wyjściu z autobusu wsiadamy do linii M3, która zawiezie nas do samego centrum. Przy wejściu bardzo często stoją kontrolerzy więc jazda na gapę się nikomu nie uda! Warto wiedzieć, że jednorazowy bilet pozwala na przesiadanie się między liniami metra ale tylko w przypadku gdy podróż nie trwa więcej niż 60 minut. 
  •  Warto również rozpatrzyć zakup biletu jednodniowego, który upoważnia do korzystania z całej komunikacji miejskiej. Cena dla 1 osoby to 1500 forintów (ok 22zł) Można również kupić całodniowy bilet dla grupy (max 5 osób) za cenę 3100 forintów ( ok 44 zł) 


RELACJI CZĘŚĆ DALSZA!

Budapeszt jest miastem, które mi osobiście przypomina czeską Pragę. Składa się z dwóch historycznych dzielnic zlokalizowanych po przeciwnych stronach Dunaju - Budy oraz Pesztu. Obie dzielnicę mają wiele do zaoferowania i obie warto dokładnie zwiedzić. Niestety nam się nie udało. Za mało czasu i  brak porządnego przewodnika zrobiły swoje. Jakkolwiek jednak udało nam się poczuć atmosferę miasta i wrócić w 100% zadowolonym. To czego brakuje mi w polskich miastach a co na zachodzie jest normą to... możliwość picia alkoholu na ulicach. Człowiek nie musi się obawiać, że pan policjant wpakuje nam mandat za to, że akurat mieliśmy ochotę napić się zimnego Aszoka!


Pierwszego dnia, zaraz po zameldowaniu w hostelu kupiliśmy piwka i wyruszyliśmy na miasto. Nasz nocleg zlokalizowany był w pobliżu centrum dzięki czemu wszędzie chodziliśmy na nogach.W sumie dobrze bo nie mieliśmy żadnego przewodnika a zwiedzanie odbywało się na tzw "czuja" Atmosfera jest dość luźna co w połączeniu z tabunem młodych ludzi tworzy świetną mieszankę. Gorąco polecam miejsce spotkań budapesztańskiej młodzieży w pobliżu Bazyliki św. Stefana


Genialne miejsce, gdzie co wieczór siedzi mnóstwo ludzi słuchając co do zaoferowania mają lokalni DJe. Piwko już od 280 forintów - 4zł :) Co najciekawsze, znajduję się tam fontanna, która jest przy okazji dachem klubu Aquarium. Niestety nie udało nam się tam dostać z przyczyn różnych. Jeżeli jednak ktoś się wybiera do Budapesztu to obowiązkowo powinien odwiedzić to miejsce!





Piątek poświęciliśmy na całodniowe zwiedzanie miasta z nocną eskapadą do Budy. Widok ze wzgórz na tej części miasta w kierunku Pesztu jest niesamowity! Można tam usiąść w licznych knajpkach i  bez końca obserwować jak po Dunaju pływają ogromne pasażerskie statki. Prawdopodobnie za ich pomocą można się dostać do Bratysławy i Wiednia, niestety nie było nam dane sprawdzić. Za mało czasu. Tego dnia po raz kolejny wylądowaliśmy w okolicach klubo-fontanny Aquarium, gdzie spędziliśmy resztę czasu przygotowując się do sobotniej wycieczki nad Balaton






























Sobota - udaliśmy się do wypożyczalni gdzie czekał na nas zarezerwowany samochód marki Ford Fiesta. 40e za cały dzień to cena dobra, chociaż bywały już niższe. W cenie jednak mieliśmy winietę na autostrady oraz GPS. Tak więc zapakowaliśmy się do wozu i wyruszyliśmy w kierunku węgierskiego morza!

Sam Balaton nie jest jakoś wyjątkowo atrakcyjny. Ot zwykły zbiornik z gorącą jak zupa wodą i mnóstwem ludzi. Charakterystycznym elementem jeziora jest jego głębokość. Kuba musiał iść dobre pół kilometra żeby woda sięgała mu do pasa... Otoczenie również nie zachwyca, nie ma tam bowiem plaż a woda odgrodzona jest od pasa zieleni betonowymi opaskami. Klimatem przypomina to nasze nadmorskie kurorty gdzie można kupić wszystko i nic a okoliczna architektura to połączenie kiczu z Disneylandem. Warto jednak zjeść lokalne dania, które w pobliżu jeziora  są łatwo dostępne i bardzo tanie. My skosztowaliśmy LANGOSZA - rodzaj racucha ze śmietaną i serem.




Tak więc, jeżeli macie kilka zbędnych złotówek to gorąco zachęcam do odwiedzenia stolicy Węgier. Jest ku temu okazja z której warto skorzystać. Obiecuję, że się nie zawiedziecie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz